przyjmował?... — pytała. Lecz z drugiej strony jakiś tajemny głos szeptał jej, że istotnie Sielski był winien.
Zosia nie była marzycielką i decydowała się szybko:
— Zapytam go! — pomyślała.
I czekała tydzień, drugi i trzeci w nadziei, że wątpliwości jej zostaną rozstrzygnięte.
Lecz Sielski nie przychodził.
Lachowicz powoli także się uspokoił po okrutnem wstrząśnieniu i ze spotęgowaną energją malował po całych dniach. Stary hipokondryk, dostrzegłszy nową a wspaniałą robotę, począł odwiedzać go częściej.
Siedzieli tak obaj całemi godzinami wśród głębokiego milczenia. Lachowicz malował, a protektor jego przypatrywał się dziełu. Niekiedy strzelał palcami, klął straszliwie, a wówczas Lachowicz przypominał sobie o nim i witał go.
Zatopiony w pracy, Ludwik stłumił swoją boleść i zapomniał o wszystkiem, nie wyłączając Sielskiego; pamiętał o nim jednak ktoś inny.
Pewnego razu Zosia rzekła do brata:
— Pan Sielski musi być chory?
— Czy tak?... — spytał jakby obudzony ze snu.
— Domyślam się tylko... Już miesiąc, jak u nas nie był... — dodała ciszej, pochylając twarz do haftu, który trzymała w rękach.
Wzmianka ta rozrzewniła Lachowicza. Popatrzył tkliwie na pomieszaną siostrzyczkę i wyrzucał sobie, że o nią nie dba.
„Ileż smutku i niepokojów narobić jej musiał mój egoizm!“ pomyślał.
Tego dnia pierwszy raz od kilku tygodni wyszedł do miasta. W powietrzu czuć już było oddech wiosny, śnieg topniał...
Ludwik nie znalazł Sielskiego w mieszkaniu, zostawił więc bilet. Na drugi dzień Jerzy przyszedł do niego, znowu jak niegdyś — do pracowni.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.