Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

chwilę. Ludwik oparł się na kratach i z niewymownym smutkiem zapytał: jaki też związek istnieć może między dwoma ukochanemi przez niego osobami, Jadwigą i ojcem?... Czyliż śmierć istotnie łączy tych, których życie postawiło na tak odmiennych stanowiskach? Czy między duchami nawet, — z jednej strony żelazne kraty, z drugiej badyle i piołun, — nie tworzą nieprzebytych przeszkód?...
Powoli mrok zapadał, i na cmentarzu tysiące zajaśniało świateł. Ludwik i Zosia pośpieszyli do grobu ojca. W drodze uderzył ich szczególny widok: na środku alei paliły się lampki ustawione w formie krzyża. Pilnowała ich jakaś zgrzybiała kobieta.
— Co to znaczy? — pytali przechodnie.
— Tu był dawniej wspólny grób!... — odpowiadali inni.
Pamiętano więc nawet o nędzarzach, rzuconych do wspólnego dołu, — odszukano ślady, zatarte przez tysiące nóg — tylko o grobie ojca Ludwika i Zosi nikt nie pamiętał, nikt nie odszukiwał jego śladów!...
— To tu! — rzekł Ludwik do siostry i skręcił na prawo między świeżo usypane mogiły.
Nie było tu nagrobków, tylko kopce, obłożone niekiedy darniną i ozdobione krzyżem, z którego deszcz zmywał powoli ostatnią pamiątkę po zmarłym.
Ludwik, z trudnością odczytując napisy, zbliżył się do mogiły, różnej od innych. Była ona obwiedziona żelazną poręczą; prócz tego leżał na niej kawał granitu, niby przez burzę oderwanego od skały... Ponad nagrobkiem rozścielały się ciemno-zielone gałązki dość dużego świerku.
Jakaś kobieta zapalała ustawione dokoła kagańce. Ludwik mimo woli rzucił okiem na granit i stanął zdumiony.
Na kamieniu był wyrzeźbiony napis:

Józef Lachowicz
zmarł...
Pokój jego duszy!