nagle przed kilkoma miesiącami, ustąpił wobec potęgi ich wdzięków. Pojawienie się zatem nowego współzawodnika oburzyło ich.
Powoli jednak odzyskali otuchę, widząc, że Zosia jest dziwnie poważna i milcząca. Odzywała się rzadko, jakby z przymusem. To też w ciągu wieczora prawie sami tylko panowie rozmawiali.
W ciągu gawędki tej zaszedł wypadek, o którym godzi się wspomnieć ze względu na wpływ, jaki wywarł na przyszłe losy większej części zebranych.
Lachowicz zapytał literata: co go najwięcej uderzyło na cmentarzu?
— Mnóstwo rzeczy — odparł Roman. — Wymienię jednak dwie najskandaliczniejsze. Naprzód, że jacyś nieprzyzwoici ludzie hałasowali tam jak w ogródku i palili papierosy...
Panowie Alfons i Józef, usłyszawszy to, zmieszali się niesłychanie. Nadrabiając jednak miną, przyłączyli się do jednozgodnego chóru potępień.
— A powtóre?... — spytał Ludwik.
— A powtóre, że jakiś dziwak nietylko kazał sobie wymurować grób za życia, ale jeszcze wycementował go i wnętrze pomalował olejno...
— Mój panie! — krzyknął nagłe stary hipokondryk — gdybym wiedział, że się panu olejna farba nie podoba, tobym kazał sobie grób wytapetować!
Pan Roman za późno poznał szkaradny fakt przegadania się, a starzec tymczasem pytał go dalej:
— Cóż pan w tem widzisz złego, że ktoś sobie grób buduje za życia?...
— Nic, panie! — odparł zbity z tonu literat. — Pan może sobie pozwalać na tak niewinne przyjemności...
— A dlaczegóż inni nie mogą?
— Inni mają obowiązki...
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.