Zosia cofnęła się, usiadła na krześle i zasłaniając twarz rękoma, rzekła:
— Sama nie wiem, co się ze mną dzieje!
Poszła spać około północy, nie czując potrzeby spoczynku. Sen ją odbiegł, i z trwogą myślała o jutrzejszej wizycie Sielskiego. Pulsa jej biły, poduszki wydawały się zbyt twarde i najgorzej ułożone.
— Co ja mu powiem?... co ja mu powiem?...
Potem wpadła w marzenie. Zdawało jej się, że już rozmawia z Sielskim, który na wszystkie podziękowania jej odpowiada śmiechem.
— Pocóżeś pan w takim razie pamiętał o grobie mego ojca — spytała rozżalona jego obojętnością.
— Naturalnie, że w celu wynagrodzenia krzywdy Ludwikowi — odpowiadało widziadło. — Do pani zaś nie mam najmniejszej pretensji... przebaczyłem oddawna.
On nie ma do mnie pretensji! Czy kto słyszał coś podobnego?... Mój Boże! dlaczegóż jej raczej nie nienawidzi, dlaczego się nie gniewa, nie robi wyrzutów?...
Wybiła trzecia.
Zosi zdawało się, że już nie zaśnie. Czy podobna spać, mając głowę takiemi myślami nabitą?... Chciała zapalić światło, czytać książkę lub przejść się po pokoju, lecz nagle zasnęła.
Marzyła, że jest na łące, pełnej kwiatów. Dzień był jasny, słońca jednak na niebie nie widziała. Powietrze było czyste i wonne, ona jakaś lekka, tak lekka, że unosiła się nad ziemią. Przypomniała sobie podobne sny w latach dziecinnych i to, że wówczas była bardzo szczęśliwa. Teraz jednak miejsce radości zajął w jej sercu niepokój...
Skąd pochodził?... napróżno usiłowała sobie przypomnieć.
Zwolna nad łąką zapadła noc; zielona trawa, żółte, białe i różowe kwiaty zatonęły w jakiejś czarnej pomroce. Wszystko znikło: niebo, łąka, ona sama wreszcie, i tylko wśród bezgranicznej ciemności, pozostało... uczucie niepokoju.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.