Jurcio ząb ten oglądał już od rana z dziesięć razy, patrzy jednak po raz jedynasty. Potem chwyta malca na ręce, podnosi dogóry, okrywa pocałunkami i obiega z nim pokój, jak warjat.
Czyn ten oburza dziadka.
— Już tyle razy mówiłem ci, że nie umiesz się obchodzić z dziećmi — powiada z wyrzutem i następnie sam bierze dziecko w taki sposób, że Zosia krzyczy przerażona:
— Dziadziu!... Dziadzio mu krzyżyk złamie!...
Hipokondryk, który wolałby zostać w moździerzu utłuczonym, niż dziecku krzyżyk złamać, oddaje syna matce, która nim wstrząsa, podrzuca, obraca na wszystkie strony, z towarzyszeniem niezliczonych całusów.
— Połóżże go!... — upomina ją zkolei dziadek. — Już tyle razy mówiłem ci, że nie umiesz się z dziećmi obchodzić.
Ponieważ Sielski ma swoje zajęcie, a Zosia musi niekiedy wybiec do kuchni, malec zatem idzie do kołyski, a dziadek czuwa nad nim.
— Cicho tam!... cicho!... mały spać chce!... — uspakaja dziadek tych, którzy ośmielają się chodzić po pokoju.
Na to wezwanie robi się w całym domu cisza, jakby kto mak posiał. Upływa minuta, dwie...
— Cha! cha! cha!... — wybucha naraz dziadek basowym głosem. — Zadziwiający chłopak!...
Na ten okrzyk przybiega ojciec z pracowni, matka z kuchni, niańka z garderoby, wszyscy otaczają kołyskę i z niewymowną uciechą widzą, że Ludwiś włożył sobie nogę w usta.
I znowu śmieją się starsi, i uśmiecha dziecko; znowu wszyscy okrywają malca pocałunkami, i znowu dziadek, niby nakręcona na jeden taniec pozytywka, upomina ich:
— Dosyć!... dosyć!... Już tyle razy mówiłem wam, że nie umiecie się z dziećmi obchodzić!
Wśród tej radości, o Lachowiczu zapominają wszyscy, choć ich od niego jedno tylko piętro oddziela. On też stara się nie
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.