Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Fałszywemu mędrcowi cięży powaga, i otóż raz na rok przynajmniej wchodzi we właściwą skórę i przebiera się za błazna. Skromnisi dokucza towarzystwo codzienne, moralne aż do znudzenia; korzysta więc z karnawału i z maską na twarzy wybiega między rozpustnice. Chłopak felczerski, któremu „Życie Napoleona I“ zohydziło brzytwę i baniecznik, wbija na głowę trójgraniasty kapelusz i wiesza u boku drewnianą szablę. Spokojny obywatel, na dnie duszy którego drzemią wołowe instynkty, nie może odmówić sobie tej rozkoszy, aby choć raz w życiu nie okazał się w masce, wyobrażającej cielęcą główkę — podobnie jak brzydka panna służąca nie umarłaby spokojnie, gdyby jej choć pod maską nie nazwano „piękną damą!...“
Wszystkie te indywidua stanowią główny korpus maskaradowej armij, której druga część składa się z wszelkiego rodzaju maruderów.
Romantycy, naczytawszy się o skrytych pod maskami księżniczkach i hrabiankach, a przynajmniej pannach z dobrego domu — ufni w siłę swych wdzięków i ogień uczucia, idą między wytrawnymi dominami polować na niewinne serca. Dobroduszni obywatele ziemscy, ubrawszy się we fraki z przed kampanji węgierskiej i cylindry z czasów wojny włoskiej, dążą naprzód do kas Towarzystwa Kredytowego po kapitał materjalny, następnie zaś na sale redutowe po kapitał duchowy, który ma im na cały rok wystarczyć. Znudzony wreszcie mieszczuch, dla którego noc przepędzona w domu stanowi stratę drogiego czasu, spieszy na maskaradę dla zobaczenia znajomych, zebrania plotek, lub w najgorszym razie dlatego, aby mu nogi podeptano i pognieciono boki. Gdy go jedno i drugie nie spotka, wpada w melancholją i narzeka na brak przyjemności w mieście; ożywia się — gdy go dobrze potrącą, a jest dopiero prawdziwie szczęśliwym, gdy mu kalosze i paleto ukradną. Wówczas bowiem może się martwić,