kląć i pozować na bohatera wypadku, o którym całe miasto rozprawia.
O północy obszerne sale redutowe były pełne masek, fraków, muzyki, szmeru nóg, fałszywych i prawdziwych głosów, światła — a nadewszystko gorąca i zaduchu. Pod chórem, na którym grzmiała i huczała muzyka, kilkanaście par, przebranych w najstarsze kostjumy corps de baletu, tańcowało kadryla, napróżno usiłując mu nadać choć szczyptę kankanowego pieprzu. Obok nich utworzyła się, jak zwykle, gromada gapiów, którzy zachęcali tancerzy do energiczniejszych skoków, lub powtarzali tłuste i oklepane koncepty, śmiejąc się z nich, jak ludzie, którzy w braku uznania ogólnego, sami przynajmniej pragną sobie oddać sprawiedliwość.
Poza obrębem tego koła, tłoczyły się ciągle ruchome i nieprzerwane szeregi osób płci obojej w maskach i bez masek, maszerujących żółwim krokiem. Jedne szeregi ciągnęły przez środek sali do drzwi wschodnich, inne do zachodnich, od chóru do okien i od okien do chóru. Inni obchodzili salony dokoła zgodnie z biegiem słońca, lub też w kierunku wprost przeciwnym. Zmęczeni siadali na krzesłach i kanapach, umieszczonych pod ścianami; głodni podążali w kierunku bufetów. Każdy miał jakąś parę, każdy rozmawiał, intrygował, usiłował intrygować, lub wzdychał do tego, aby go zaintrygowano.
Intryg jednak było bardzo niewiele, a jeszcze mniej dowcipu. Odrapani pielgrzymi i krakowiacy pożądliwie spoglądali na chustki i zegarki spokojnych obywateli, których ze swej strony zmiętoszone krakowianki gwałtem, aczkolwiek bezskutecznie, prosiły o kolacją. Zręczność pajaców polegała na wytrząsaniu długiemi rękawami, jowjalny humor Żydów manifestował się zapomocą okrzyku: „Handel, panowie, handel!...“ — a dowcip wszystkich wogóle masek ograniczał się na sakramentalnych wyrazach:
— Znam cię, bałamucie!... dużo nabroiłeś!...
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.