Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

bietę obrazić może. Spodziewam się i wymagam usprawiedliwienia...
— Jestem zajęty — odparł Jerzy.
— Nowa impertynencja, którą panu przebaczam tylko przez wzgląd na jego demokratyczne stosunki. Chcę stanowczo wiedzieć, jak długo będą trwały pańskie grymasy?
— To nie są grymasy, ale poczucie obowiązku... — odpowiedział stłumionym głosem malarz.
— Ach... obowiązek... Wy dziwne tworzycie sobie obowiązki! Pewnego dnia spotyka któryś z was nieszczęśliwą, haniebnie zdradzoną kobietę i stara się pozyskać jej serce. Ona opiera się, ucieka przed wami, przypomina obowiązki — ale wy, podrażnieni oporem, nie myślicie o nich. Wkońcu udaje się wam... Zwyciężacie, ale zarazem stawiacie ofierze swojej ultimatum, którego przyjąć nie może. Cudowne poczucie obowiązku!...
— Dlaczego pani poruszasz podobne kwestje w tem miejscu?... — przerwał jej Sielski.
— Więc gdzież je mam poruszać?... — zawołała z wybuchem dama. — Zmuszasz mnie pan, ażebym cię aż tu szukała i tu zwracała twoją uwagę na niewłaściwość tego rodzaju postępowania. Przypuszczam jedno z dwojga: albo udajesz pan gniew, aby mnie dręczyć — albo nie śmiesz wprost powiedzieć, żem cię już znudziła. No!... ale w takim wypadku...
Chciała odejść, lecz Sielski zatrzymał ją, mówiąc:
— Czy propozycja rozwodu, tyle razy robiona przeze mnie, upoważnia panią do tego rodzaju wniosków?...
— Bardzo naturalnie. Pan żądasz rozwodu, mówisz o naszem połączeniu się, a jednocześnie składasz dowody, że cię mało obchodzę...
W tej chwili zbliżył się do nich jakiś niski i szczupły blondyn, dystyngowanej powierzchowności.
— Dobrze, żem was złapał! — zawołał przybyły. — Witam cię, Jerzy... Jakże się bawisz, Lociu?...