Ta strona została uwierzytelniona.
— Jakto, zupełnie nie chodzisz?...
— Nie zupełnie, tylko nie codzień... Ale ja wolę siedzieć w domu; teraz na dworze tak brzydko!
— I salopka twoja musi być za lekka! — szepnął jakby do siebie Lachowicz.
Weszła stróżowa. Ludwik prędko pożegnał Zosię i odprowadził ją do schodów. Wróciwszy do pokoju, siadł przy stole i oparł głowę na rękach.
— Na spacer nie chodzi, nie ma kaloszy... kaszle!
Łzy mu się zakręciły w oczach.