zmniejszyła się nawet i wówczas, gdy poznał, że biedak nie może na nogach zachować przyzwoitej równowagi i opiera się o ścianę.
„Dość zabawny okaz alembika, złożonego z ciała i rozumnej duszy!“ — pomyślał literat, zawiązując jednocześnie róg chustki w celu upamiętnienia tej dowcipnej przenośni.
— Litościwa osobo!... — odezwał się biedak. — Litościwa osobo! ofiaruj co nieszczęśliwemu na wódeczkę...
— Nieoszacowany egzemplarz! — mruknął literat i dodał głośno:
— Dlaczegoż, mój człowieku, nie prosisz odrazu i na papierosy?...
— Bo nie palę! — odpowiedział pijak.
Pan Roman dał mu dziesiątkę i wbiegł czem prędzej do sąsiedniej bramy, celem wydobycia z pod futra nieśmiertelnego kataloga i zanotowania w nim zarówno swego znakomitego dowcipu, jak i odezwy pijaka.
— Co za typ! — myślał literat, pisząc. — Kolos naiwnego bezwstydu... Kopalnia diamentowej bezczelności!... Muszę sobie oddać sprawiedliwość, że mam oko i że dostrzegam to, czego ogół nie widzi. Mają racją ci, którzy mówią, że talent jest darem Boga!...
Zanotowawszy fakt, literat począł się namyślać, czy które z jego własnych zdań, uronionych przed chwilą, nie kwalifikuje się do druku. Zważywszy jednak, że ów rezerwoar cennych poglądów nosi zawsze ze sobą i że otworzenie upustu w każdej chwili zależy od niego, zamknął katalog i wyszedł z bramy.
Na ulicy dostrzegł, że scena się zmieniła. Pijak nie był sam, obok niego bowiem stał jakiś przyzwoicie ubrany młodzieniec i żywo z nim rozmawiał. Młodzieniec widocznie robił wymówki, pijak odpierał je dość zuchwale. Wreszcie młody, przyzwoicie ubrany człowiek, wziął prawie gwałtem pijaka
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.