— Ci panowie... ooo... aaa!... powiadają, że u nas nie ma kto płacić. Miejcie tylko genjusz, za genjusz wszędzie płacą.
— Dziękuję panu...
— Dobrze. Ale pieniądze dopiero jutro oddam. Obraz zostawię na pół roku Towarzystwu, a potem w pakę i do domu.
— Rób pan, jak mu się podoba.
— Ja też tak robię! Nie tak wprawdzie, jak mu się podoba, ale jak mnie się podoba. Dobranoc.
— Żegnam pana!
Już na schodach gość rzekł:
— A przyjdź pan kiedy do mnie. Oto mój adres... Ja o sztukach pięknych z malarzami nie gadam, tylko daję im dobre jedzenie, wino i cygara. To jest sztuka piękna!
Gdy szczególny ów protektor sztuki znikł, Lachowicz przyznał, że jegomość musi jednakże mieć więcej rozumu i serca, niż się to na pozór wydaje. Wkrótce przecież zapomniał o nim i oddał się całkowicie rozmyślaniom o swojem szczęściu.
Dzień ten był punktem zwrotnym w życiu Lachowicza. Odtąd wszystkie pisma mówiły o nim, w ciągu tygodnia sprzedał trzy obrazy i miał kilka tysięcy rubli gotówką; znajomi patrzyli na niego z podziwem, nieznajomi prezentowali mu się, lub zapraszali do siebie.
Gdy był w teatrze, widział, że z niektórych lóż kierują się na niego lornety. Gdy szedł przez ulicę, dostrzegał niekiedy, że idący naprzeciw niego coś szepczą do siebie i oglądają się za nim. Obraz jego Towarzystwo umieściło w oddzielnym salonie, pobierało opłatę na dobroczynność, a mimo to widzów było pełno.
Wobec takiego stanu opinji publicznej, Lachowicz uznał za właściwe ostrzyc sobie włosy, uporządkować brodę i włożyć nowy garnitur.
Przedtem jednak zrobił wiele innych rzeczy.
Naprzód — spłacił wszystkie długi, z wyjątkiem Sielskiego, któremu nie chciał odesłać, a nie śmiał odnieść.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.