Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

z nią do cukierni na czekoladę, a wieczorem do teatru. Dziewczynka nie posiadała się z radości, a wróciwszy na pensją, całą noc spać nie mogła.
Załatwiwszy w taki sposób najpilniejsze interesa, wybrał się i do cukierni, myśląc z niepokojem w jaki też go sposób przyjmą? Od czasu bowiem niedoszłego pojedynku nie był tam jeszcze.
Gdy wszedł, zastał to samo towarzystwo, na tych samych miejscach. Przybyło tylko paru nowych literatów, ubył Sielski, a jeden adwokat zapuścił brodę.
— Herbaty! — rzekł do markiera.
— Witamy!... prosimy bliżej! — odezwało się kilka głosów.
— Bądź pozdrowiony, bohaterze dnia i twórco nowej szkoły! — zaczął adwokat z brodą, ściskając go za rękę.
— Dlaczegożeś pan tak dawno u nas nie był? — dorzucił asesor.
— Kochany panie Ludwiku, czy mogę zadać jedno pytanie? — pytał literat Roman.
— Jestem do usług.
— Jakie okoliczności nasunęły panu pomysł do tej świetnej grupy?
— Nie pamiętam. Zdaje mi się, że jakaś sprawa w cyrkule.
Literat począł zapisywać.
— A do pańskiego obrazu „Zachód słońca“?
— Rozumie się, że naturalny zachód słońca.
Literat wciąż pisał.
— Kawa czarna i likier! — wołał tymczasem kelner.
— Niech pana to nie obraża, panie Ludwiku, jeżeli powiem, że oddawna przeczuwałem triumf pański — mówił doktór. — Pańskie dawniejsze obrazy miały jakąś szczególną cechę, której nie potrafiłbym określić, ale...
— To samo każdy z nas widział, tylko, znając pana La-