Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

chowicza, uważał za rzecz arcynaturalną, i dlatego nie zwracał na to uwagi — przerwał pan Roman.
— Dwa poncze! — wołał kelner.
— Ciekawym, dlaczego Sielski się nie pokazuje? — spytał asesor.
Lachowicz zbladł.
— Musi być chory — odpowiedział ktoś zboku.
— Chory moralnie — dorzucił inny.
— Nie posądzajcież go o zazdrość — zaoponował doktór. — Sielski jest miły malarz, ale chyba pretensji do genjuszu nie miał nigdy.
— O ile wiem — odezwał się jeden z literatów — Sielski cofnął się z konkursu, przewidując klęskę.
— Tak?... Zazdrość w tej sprawie musi odegrywać jakąś rolę — zauważył ktoś.
— Sielski pomysły ma znakomicie niższe, aniżeli pan Lachowicz, i dużo maniery...
— Panowie! — rzekł Lachowicz. — Sielski jest prawym człowiekiem, zrobił mi wiele dobrego; raczcie więc nie mówić o nim w taki sposób.
Zebrani umilkli, pan Roman zanotował słowa te w katalogu, a entuzjasta „kapitan“ z dragońskiemi wąsami wykrzyknął:
— Lubię takich oficerów!
A potem szepnął:
— Słuchaj-no, możebyśmy teraz skończyli z owym pojedynkiem?
I ścisnął Lachowicza za rękę, który (dziwna rzecz!) czuł się w tej chwili zmieszanym i nieszczęśliwym.
Tempora mutantur et nos mutamur in illis!
Gdy Lachowicz opuścił admirujące go towarzystwo, po niejakiem wahaniu poszedł ku domowi, zajmowanemu przez Sielskiego. Okna były oświetlone, co zobaczywszy, Ludwik cofnął się nagle i szybko wrócił do siebie.