Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przesadzasz, Jadziu!
— Wcale nie! — mówiła, zapalając się, panna. — Niech pani tylko nad treścią obrazu pomyśli... Tego człowieka nikt żegnać nie przyszedł, albo więc nie ma rodziny, albo ma taką, która o niego nie dba, i dlatego, może być, został zbrodniarzem... Nie mieć się z kim żegnać, mój Boże, jakież to smutne!...
Słuchając tych komentarzy, robionych półgłosem, Lachowicz drżał...
— Egzaltujesz, Jadziu! O ile wiem, artysta sam nie ma rodziny, nie myśli o niej zatem i nie umieścił jej na obrazie.
— Nie mówmy już o tych kwestjach — przerwała panna. — Ja wierzę, że znakomity artysta musi być szlachetnym; dobrze mi z tem, przy tem więc pozostanę.
— Zakochałaś się... w obrazie!
Panna Jadwiga oblała się rumieńcem, lecz, już nic nie mówiąc, wyszła.
Zwykły śmiertelnik, wysłuchawszy podobnej rozmowy, byłby kontent, uszczęśliwiony, oczarowany wreszcie... Z Lachowiczem stało się przeciwnie. Raniły go słowa damy starszej, lecz gnębiła i torturowała nieograniczona ufność dziewicy. Zdawało mu się, że dusza jego to wulkan dotychczas drzemiący i skorupą okryty, i że dopiero od kilku minut skorupa ta poczęła się wstrząsać, łamać i przepuszczać języki płomieni, zdolnych ogarnąć i spalić całą jego istotę.
„On musi być szlachetnym!...“ — co za straszne słowo, jaki cios!... I kto wyraził tę ufność? Czy kapłan, czy filozof moralista, czy rozumny sędzia kryminalny?... Nie; powiedziała to dziewczyna niedoświadczona i niewinna.
A co będzie wówczas, gdy wybije godzina, w której to dziewczę młode musi przyznać, że się myliło?...
Lachowicz podobny był teraz do człowieka, którego zaskoczyło trzęsienie ziemi. Przekonał się, że grunt, na którym stał dotychczas, nie jest trwały, że musi się cofnąć z jakiejś drogi,