Sława Lachowicza wzrastała z każdym miesiącem, dochody tak samo, dzięki pomocy chorego na katar żołądka sędziego konkursu, który wszystkie obrazy malarza wysyłał zagranicę, sprzedawał je drogo, a jednocześnie zrobił mu niemały rozgłos.
Talent Ludwika uległ teraz pewnej zmianie. Dotychczasowe pomysły jego były wprawdzie znakomite, lecz nosiły jakąś dziką cechę; od kilku miesięcy jednak, w pracach tych można było spostrzec rysy rzewne i chwytające za serce. Nowy ten charakter znakomicie uwydatnił się w obrazie pod tytułem „Burza.“ Oto jego treść: Niebo okryte czarnemi i ołowianemi chmurami, które prawie pełzały po ziemi; na porębie, wśród lasu, widać sosny, gnące się jak trzciny, upadające i połamane dęby. Ponury krajobraz rozświetla błyskawica, przy której widz dostrzega psa i dziecko, tulące się pod pień strzaskany. Dziecko klęczy zgięte ku ziemi i z wyrazem nieopisanej trwogi, patrzy na jedno z drzew przewróconych, pod którem widać rękę w sukmanie...
Obraz ten przejednał najzaciętszych wrogów Lachowicza, otworzył mu mnóstwo serc, kieszeni i salonów, lecz, niestety! szczęścia nie dał. Prawie od dnia konkursu malarz zrobił się smutny, wizyty składał rzadko i wogóle unikał ludzi.
Najmilszem zajęciem Ludwika było krążyć po ulicach, zaglądać do kościołów, teatrów i na sale koncertowe. W wycieczkach tych spotykał niekiedy pannę Jadwigę, która prze-