Jadwigi, zobaczył ją, jak w otwartem oknie czytała książkę. Ona jednak, spostrzegłszy go, odeszła.
Przy tej sposobności Lachowicz zauważył, że okno było dość nisko.
W parę dni potem spotkał obie panie na ulicy. Szły naprzeciw niego, lecz, zobaczywszy go, zamieniły między sobą parę wyrazów i zwróciły z drogi.
Lachowicz domyślił się niechęci ze strony Jadwigi, łamał sobie głowę nad przyczyną, a wreszcie wpadł w wielkie rozdrażnienie. W stanie takim kilka dni pisał coś, a następnie z rękopismem tułał się znowu czas jakiś w okolicy parterowego mieszkania.
Okna codzień były otwarte, Jadwiga codzień w jednem z nich zajmowała się czytaniem, a zobaczywszy Lachowicza, odchodziła, zostawiając książki. Jakież było jej zdziwienie i przestrach, gdy pewnego razu, zabrawszy się do czytania, znalazła między kartkami książki manuskrypt, pisany ręką nieznaną. Domyśliwszy się od kogo pochodzi, w pierwszej chwili chciała pokazać go krewnej, u której czasowo mieszkała, później — spalić, lecz wkońcu — odczytała.
Oto co znalazła:
∗
∗ ∗ |
Wśród bezsennych nocy szczęśliwi świata tego trapieni bywają przez widziadła. Niekiedy zdaje im się, że po miękkich dywanach sypialni ktoś stąpa. Wytężają oko... jakiś cień błąka się po ścianie. Przysłuchują się i słyszą szmery, będące tylko cieniem rzeczywistego głosu. Ktoś wzdycha, śmieje się, szlocha, lub opowiada długie i smutne historje, którym brak logicznego wątku, a których treścią skarga...
— To głosy mieszkających w otchłani... Módl się za nich — szepcze sumienie.