— Jaki on zabłocony!... Jak chodzić nie umie!... Człowieku z bagna! jak śmiesz wygrzewać się na tem słońcu, które dla nas tylko stworzono?...
Gdy zgnębiony brzemieniem ogólnej niechęci, pochyli głowę ku ziemi, depczą go i spychają nadół. Gdy się broni — biją. I dziwićże się tej sponiewieranej istocie, jeżeli czując pustkę dokoła — zasklepia się w sobie, a wykarmiona trucizną, płaci nienawiścią i szyderstwem?...
∗
∗ ∗ |
Nakoniec ludzie uspokoili się, człowiek z bagna, jeżeli nie uzyskał praw obywatelskich, był przynajmniej tolerowany. Talent dawał mu chleb i niezależność. Powoli otrząsnął się z dawnych znajomości i osiadł w innem miejscu. Ci, którzy pamiętali go dzieckiem, nie żyją; którzy znali go chłopcem — nie myślą o nim. Zdawało się, że pozyskał już spokój i możność wybrania się w podróż, do tajemniczej krainy ideału, do której z taką tęsknotą wyrywała się niegdyś dziecięca jego dusza.
Pewnego wieczora, przechodząc ulicą, usłyszał płacz dziecka i spostrzegł nędznie ubraną jedynastoletnią dziewczynkę, którą bił jakiś stary człowiek, zmuszając do żebrania.
Zbliżył się do nich, zamienił kilka wyrazów i poznał... siostrę i ojca!...
Siostrę odumarli opiekunowie, ojciec zaś powrócił z więzienia z najgorszemi nałogami i początkiem obłędu. Znalazłszy osieroconą dziewczynkę, wziął ją ze sobą, rachując na to, że przy jej pomocy więcej użebrze...
∗
∗ ∗ |
Zdarza się niekiedy, że fale, które zdławić miały rozbitka, wyrzucają go na brzeg bezpieczny. Już uczuł stały grunt, już zmęczoną piersią schwycił trochę powietrza i pomyślał: Je-