wiedz mi, co ci jest, ja czuję, że ci pomogę... Ach, Boże... wszystko jestem gotowa zrobić, byleś tylko był wesoły...
— A ty czego płaczesz?... — zapytał Ludwik serjo, podnosząc jej główkę.
— Ja nie płaczę! — odparła, hamując łzy — ale... już wiem, co jest nieszczęście...
— Bodajżeś innych nie znała! — odpowiedział Ludwik, tuląc ją do piersi. A potem, opanowawszy się zupełnie, począł żartować, zachęcił ją do śpiewania i zupełnie naturalnym i wesołym głosem opowiadał jej różne zabawne historje.
Zosia z początku niedowierzała tej nagłej zmianie, wkońcu jednak uspokoiła się i pocieszyła. Nic dziwnego! serce jej było niewyczerpanem źródłem radości, którą cały świat obdzielić mogła. Przynajmniej tak jej się zdawało.
Protektor Lachowicza wprowadził go do rozmaitych domów; do jednego z nich, jakoś w końcu wielkiego postu, wybrał się Ludwik na ostatni wieczór, który miał być wyjątkowo liczny.
Około dziesiątej znalazł istotnie mnóstwo osób, zajętych piciem herbaty i rozmową. Przywitawszy gospodarzy, zbliżył się do kółka znajomych mężczyzn, zajętych robieniem grzeczności jakiemuś hrabiemu, który miał pretensją do Salomonowej mądrości, a na cały ród ludzki spoglądał z bardzo wysoka.
Przedstawiono obu panów. Hrabia raczył poświęcić parę łaskawych wyrazów Lachowiczowi.
— Winszuję sobie, żem pana poznał — mówił hrabia. — Pan ma talent, ja bardzo lubię pańskie rzeczy... Szczególnie podobał mi się szereg szkiców pod tytułem „Wojna.“
— Robił je Grottger — zauważył Lachowicz.
— Ach! prawda... przepraszam! Mam tak umysł zajęty różnemi kwestjami... W każdym jednak razie „Śmierć Barbary...“
— To znowu malował Simler.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.