Lachowicz struchlał, mimo to jednak został przedstawiony.
Po wymianie zdawkowych grzeczności, Leontyna wskazała mularzowi miejsce obok siebie na kozetce i spytała go półgłosem, z zadziwiającą bezczelnością:
— Zdaje mi się, że już miałam przyjemność widzieć pana.
— Chyba na ulicy, albo w teatrze — śmiało odpowiedział Ludwik.
Dama przeciągle spojrzała mu w oczy i mówiła dalej:
— Czy pan zna pana Sielskiego?
— Jest to mój kolega, któremu wiele zawdzięczam.
— Ach, więc panowie jesteście przyjaciołmi?
— Jestem jego dłużnikiem.
— Przypominam sobie, że talent pana Sielskiego robił na mnie niegdyś wielkie wrażenie. Ceniłam go bardzo, ubóstwiałam nieledwie... Nie dziw się pan! jestem parafianką... Z czasem jednak przekonałam się, że pan Sielski jest oryginałem, lubiącym pozować (niech to nie obraża pańskiej przyjaźni), a dziś widzę, że nie myliłam się. On już nic nie robi, i o ile wiem, hula sobie zagranicą... Jest to do pewnego stopnia mój krewny.
Lachowicz milczał, siedząc jak na torturach.
— Pańskie prace — mówiła dalej — oglądam zawsze z niezrównaną przyjemnością. Ojciec mój nabył „Burzę“ i mnie ją ofiarował. Czy pan da wiarę, że przed tym obrazem siedzę nieraz całemi godzinami?... Nie wierzysz pan?
Uśmiechnęła się i dodała:
— Czy pan wie, dlaczego dziś tu przyszłam?... Jestem otwarta, jak prawdziwe dziecko natury! Oto, powiedziano mi, że pan tu będziesz, i nie mogłam oprzeć się pokusie pomówienia z panem. Trudna rada, takie już mam usposobienie!... Chętnie nawet pojechałabym do Afryki, ażeby zobaczyć lwa w pustyni.
Dobrzy ludzie mówią, żem ekscentryczna. Inną już nie będę, chcę żyć... widzieć... Czy pan nie wyjeżdża zagranicę?
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.