Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, panie!... — szepnął Lachowicz, rad, że pozbywa się myśliwca, który był postrachem gości i utrapieniem obojga gospodarstwa. Korzystając jednak z okazji, usiadł za dużym aloesem i wysłuchał końca rozmowy między panią Leontyną i Adamem.
— Teorje pani do rozpaczy mnie doprowadzają! — mówił Adam.
— Ja też ich innym nie wykładam, tylko sama stosuję — odpowiedziała Leontyna.
— Jest to zabawa, przypominająca osadzanie motyli na szpilce...
— Pocóż się rodzicie motylami? — spytała Leontyna z uśmiechem.
— Więc gdyby pani trafiła na niemotyla, czy zmieniłaby pani swój system?
— Czekałabym na innego, któryby go stałością przewyższył.
— A gdybyś pani znalazła wreszcie ten stopień najwyższy?...
— W takim razie musiałabym mu oddać serce, poprostu dlatego, aby mnie ciągłemi oświadczynami na śmierć nie zanudził!
— Odtąd będzie pani mieć we mnie najnudniejszego towarzysza... — zawołał wesoło Adam.
— A pan we mnie towarzyszkę, która go najstalej będzie... unikać — odparła tym samym tonem Leontyna.
„Ten podobno daleko zajdzie!“ — pomyślał Lachowicz i wkrótce opuścił zebranie.