CZWORO TRENÓW.
Dziwi się poeta smutkowi natury i własnemu — i odgaduje, że powodem jest skon Filtusia. Rozpamiętywa jego przychylność i postanawia uwiecznić go przez sztukę rymotwórczą.
Czego tak wicher zawodzi w komnatach,
I sechną liście na rozkosznych kwiatach?...
Czego tak krwawo zachodzisz na niebie,
Złocisty Febie?...
I mnie samemu z jakowej przyczyny,
Łzami zaciemnił oczy smutek srogi?...
Ach! to po tobie, piesku mój jedyny,
Z krzywemi nogi...
Mam li rzec prawdę? ze znajomych wiela,
Któryż od ciebie kochał mnie goręcej?...
Dziś ostatniegom stracił przyjaciela,
Niemasz cię więcej!
Lecz chocieś zmarniał, czyny wiekopomne
Nierychło zginą!... i wieki potomne,
Powtórzą kiedyś w bolejącym rymie,
Filtusia imię!...
Opiewa poeta przodków, tudzież postać i rozliczne cnoty Filtusia, zastanawia się nad usługami jego w gospodarstwie i popada w głęboki smutek.
Wielkich talentów fortunać nie dała,
Wychowan byłeś jak inni, poprostu;
A przecz cię miła Żolka pokochała,
Dla twego wzrostu.