Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem, tłum rozbija się na pojedyncze kupki, brodzące i radzące na błocie.
— Aj! durnie, durnie te Francuzy — mówi eks-porucznik — ot mnieby tam... jaby im pokazał!...
— Co ty tam kapitanie barłożysz!... znasz się na polityce jak kogut na ewangelji.
— No! prawda, ale wojna to jedna rzecz, a polityka to druga rzecz. Na wojnie to tylko bij jego w łeb i ot co jest!
— To też oni ich będą bili, będą... tylko cierpliwości!... ślepyby namacał, że chcą Niemców wciągnąć w głąb kraju jak gęsi w kojec, ażeby później karki im poskręcać!
— No!... może to być — odpowiada eks-porucznik.
— Chodź-no sędzia do mnie — mówi eks-major do sędziego — nim gazety przyjdą urżniemy partyjkę szachów i coś ci pokażę, tylko mi dasz wprzód słowo honoru, że zachowasz sekret.
— Cóż to takiego, kochany majorze?
— Zobaczysz sam, ale daj pierwej słowo!
— Najświętsze słowo honoru, że nikomu nie powiem! — mówi sędzia, a eks-major, obejrzawszy się na wszystkie strony, wprowadza gościa do domu. Tam zamykają jedne drzwi na klucz, drugie na zasuwkę i stają naprzeciw pieca.
— No!... a co, sędzio, jakże ci się mój pomysł podoba? — pyta eks-major gościa, wskazując na piec.
— Nic nie widzę, majorze!... niech mnie Bóg skarze!...
— Jakto nic nie widzisz, nie widzisz tych pudełek na piecu?
— No widzę!... cóż to, więc taką masę zapałek pan kupiłeś? poco?
— Ależ tam niema zapałek, to są puściuteńkie pudełka!... I jeszcze się pan niczego nie domyślasz?...
— Niczego, jak pragnę zbawienia duszy!
— Patrzże się, gapiu: w górnym rzędzie stoją same pudła szafirowe.
— Aha!...