Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

i t. d. i t. d. Pewnego dnia inny za wami siedzący kolega, chłopiec niesforny, z włosami przypominającemi szczotkę od mycia podłóg, dał mocnego byka w ucho blademu. Blady zemdlał, ty go wyprowadzasz na korytarz, kropisz wodą... On otwiera oczy, uśmiecha się melancholicznie, zlekka ciśnie twoją rękę i ofiaruje ci przyjaźń dozgonną wraz z zaprosinami na wieczory do siebie. Przez ten czas wasz zdemoralizowany kolega o najeżonych włosach dostaje silne upomnienie, wymierzone ku tej stronie jego indywidualności, która z ławką szkolną miewa najczęstsze stosunki.
Wkrótce blady wprowadza cię do siebie. Poznajesz jego mamę, która ze łzami w oczach dziękuje ci za współczucie okazane niewinnie prześladowanej istocie, — poznajesz jego pokoik pełen książek, kwiatów, firanek, woni i melodji...
Mama oddala się i przysyła wam przekąskę, blady zbliża się i otwiera przed tobą swe serce. Słuchasz, słuchasz i słuchasz jego długiej i tkliwej historji, oto ona:
Blady urodził się według zasad w medycynie przewidzianych, lecz ponieważ był słabowitym, więc kąpano go do 10-go roku życia w baranich nóżkach. Stąd rozwinęły się w nim instynkta poetyczne. W dalszym biegu życia uczył się pięknych wierszyków, salonowego obejścia i gry fortepianowej. Potem pokochał swą kuzynkę, pannę z zadartym noskiem i na jej cześć napisał sonet. Potem na imieniny mamy napisał powinszowanie. Potem z okazji czyjejś śmierci, pożaru, powodzi lub kradzieży, napisał odę. Później zakochał się po raz drugi i odtąd sypią się z niego wiersze jak sieczka z dziurawej torby. Wszystkie te wiersze odczytuje ci blady bez względu na to, że już trzy godziny upłynęło po przekąsce, że się rumienisz, kręcisz na stołku i t. d., słowem, że radbyś go, z powodów od ciebie niezależnych, jak najrychlej pożegnać. Wreszcie żegnasz się z całym domem i wychodzisz przekonany, że blady jest poetą!...