Obraz I. MĄŻ. Kochana Peciu, na miłość boską, częściej zaglądaj do domu, bo obawiam się nieszczęścia! Ja cały dzień siedzieć muszę w biurze, ty wiekuiście gdzieś wychodzisz, a dom i dzieci bez najmniejszej opieki!
ŻONA (z gniewem). Czy już skończyłeś?...
MĄŻ (zmieszany). Taaak!...
ŻONA. Cieszę się, że tak interesujesz się sobą i tem, co do ciebie należy; — radziłabym ci jednak posłuchać czasem ojca Pacyfika, w jaki to sposób on zapatruje się na ludzi podobnie myślących!... Cóżto? czy tylko o siebie dbać powinniśmy? Czy dokoła nas nie wyciągają rąk miljony nędzarzy?! Nasze dzieci mają dom i służbę, mają co jeść i w co się ubrać, a ileż jest tak nieszczęśliwych istot, że nietylko wygód i służby, ale nawet chleba i rodziców są pozbawione!!
MĄŻ. Ależ najdroższa!...
ŻONA (w zapale). Proszę cię, nie przerywaj mi! Wiem, co chcesz powiedzieć!... Chcesz powiedzieć, abym dawała jałmużnę nieszczęśliwym?.... Ależ ojciec Pacyfik mówi, że oni nietylko chleba, lecz i dłoni przyjaznej i serca potrzebują!
MĄŻ. Pozwól!...
ŻONA. Nie mam czasu na słuchanie twoich egoistycznych bredni. Muszę iść zaraz na sesją, a pojutrze na kwestę, — potrzebuję więc nowego czarnego kapelusza, czarnej jedwabnej sukni, czarnych paryskich rękawiczek i czarnej parasolki. Ponieważ zaś wiesz, że umiem być oszczędną, najlepiej więc zrobisz, dając mi odrazu 100 rubli!
MĄŻ (przerażony). O nieba! nie wyobrażałem sobie dotąd, aby miłość bliźniego wymagała tak straszliwych ofiar!
DAMA OBCA (wchodzi). Witam państwa! Spieszże się, najdroższa Peciu, bo już od godziny oczekuje na ciebie całe kółko!