Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.
PRZYSZŁOŚĆ PRELEGENTÓW.


(Obraz I. Rzecz się dzieje w r. 1950 w warszawskim klubie prelegentów)

PREZES KLUBU. No, niema co, moi panowie!... jeden z nas musi jechać do Lublina i wypowiedzieć tam odczyt na cel dobroczynny.
I. PRELEGENT. Nie!... to się na djabła nie zdało... tam nikt nie przyjdzie...
II. PRELEGENT. Chybaby wysłać jakiego fryca na próbę... Ot, naprzykład pan Fikalski mógłby jechać... ma głos i powierzchowność!
FIKALSKI. Ehe! nie głupim... na dobroczynność?
PREZES (surowo). Jakto, panie Fikalski, więc nie czujesz w sobie zdolności do ofiar?
FIKALSKI (zmieszany). Owszem, czuję... ale się to nie opłaci!
PREZES. Jakto nie opłaci?... A opłaci się siedzieć w Warszawie i przemawiać za Żelazną Bramą do przekupek, albo szczęśliwszym prelegentom szyby wybijać? Pojedziesz pan!... Właśnie pisał do mnie redaktor „Tygodnika Ilustrowanego Lubelskiego“ i podał bardzo dobre warunki.
FIKALSKI. Czy nie mógłbym?...
PREZES. Na podróż tam i napowrót trzecią klasą przysłał 5 rubli, że zaś pan pojedziesz wagonem bydlęcym, więc zyskasz na czysto 10 złotych. Oprócz tego Towarzystwo Dobroczynności da panu jedno łóżko w sali ogólnej na nocleg...
PRELEGENT. A wikt?...
PREZES. Prawdopodobne jest, że pana ktoś do siebie zaprosi na obiad, a ktoś drugi na kolację. Więc niema co, tylko pan jedź!
FIKALSKI. Jadę i proszę o 5 rubli na drogę!
PREZES. Fiu! fiu!... mądryś, ptaszku!... Idź pan na Pragę, zamelduj się konduktorowi, a on pana umieści. Resztę zaś 10 złotych dostaniesz pan dopiero w Lublinie po prelekcji!