Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.
NA UJAZDOWIE.


W knajpie.

P. MACIEJ. Garson!... numerowy!... jeszcze likieru!... Panowie bracia... nasze kawalerskie!...
P. MACIEJOWA. Oj! tyś taki kawaler, jak i ja panna. Przypomniało mu się!...
P. MAURYCY. Panowie zapominają o damach!
P. TEKLA. Panowie zawsze takie niegrzeczne. Kiedy potrzeba, to do dam jak w dym, ale potem!...
P. MAURYCY. Proszę pani, człowiek z edukacją zna się na rzeczy. Panowie — ja funduję, ale za zdrowie dam!
P. TEKLA. Pan jest bardzo grzeczny...
P. JACENTY. Czy za zdrowie dam, czy za nie dam, to jeden djabeł, aby tylko było co w gardło wlać.
P. MAURYCY. To jest panie grubjańskość i nieukształconość, i dlatego nim pan wypijesz, musisz damy przeprosić, bo to ja funduję!
P. MACIEJ. Małgoś!... Małgosiu!... pij, kochanie!... to Mawrycy fonduje.. Mawrycy, daj pyska, bo pięknie gadasz i jesteś chłop niegłupi...
P. TEKLA. A ja podziękuję panom za wszystkie damy i wypiję na intencją mężczyznów.
P. MACIEJOWA. Jeszczeby też... albo to co im brakuje przez tego...
P. JACENTY. No, dajcie spokój... nie swarzcie się!... Oto lepiej powiem wam zagadkę.
P. MACIEJ. Gadaj!... gadaj!... ja pasjami lubię zagadki.
P. JACENTY. Co to jest za jedna taka rzecz, co jest i na chlebie i na kużdem bydlęciu i można i nie można z niej zrobić butów?
P. MAURYCY (do panny Tekli). Jakaś głupia zagadka!... (rozmawiają pocichu).
P. MACIEJOWA. Ja wiem! to jest masło.