GŁOS. Hola!... hola, panowie!... dość tego dobrego!... wysiadać tam, hej...
P. MACIEJ (stając na ziemi). I i i... dobrze mi zrobiło!... trochem był nie swój, ale jak mnie wiater owiał, to jakby ręką odjął!... Możeby jeszcze raz!...
P. MAURYCY. Niech pan da pokój!
GŁOS DRUGI (zdaleka). Do młyna panowie!... do młyna!...
NIEZNAJOMA. Panie Kosztanty!... możebyśmy do djabelszkiego młyna poszli?...
NIEZNAJOMY. A dobrze, jeżeli panna Klara chce!...
P. MACIEJ. Jacuś! chodźmy na młyn... Jacuniu!...
P. JACENTY. I i i... kiedy bom się objadł i opił jak koń i niedobrze mi...
P. MACIEJ. To właśnie lekarstwo! Chodź, Jacuniu, przewieziemy się trochę, wiater cię owieje i będziesz zdrów!
P. JACENTY. Ha! to i chodźmy!... (idą wszyscy ku młynowi).
GŁOS. Panowie, jeszcze dwa miejsca wolne!... śpieszta się!...
NIEZNAJOMA (siedząc na młynie). Prawda, panie Kosztanty, jak to dobrze, żeśmy się nie szpóźnili?...
NIEZNAJOMY. Oho! widzi panna?... ten grubas siądzie nad nami, ten, co to chciał na konia!
P. MACIEJ. Jacuś!... siądź ty nad tą landrygą, a ja nad tym łobuzem, to mu dam w łeb za to, że mnie zaczepił... (pan Maciej i pan Jacenty siadają).
P. JACENTY. Adiu!... pani Maciejowa, już jedziemy do piekła!
P. MACIEJOWA. Szczęśliwej drogi! (młyn rusza).
P. MACIEJ. U ha! ha!... skórka na buty!...
P. JACENTY. Stój! stój!... bo mię mdli... hej tam!...
NIEZNAJOMY. Jedź dalej, jedź dalej!...