POCZTYLJON. To nie żaden pakunek... to mięso!
PAN V. Jakto... więc bierzesz na kozioł jeszcze jedną osobę?
POCZTYLJON. To nie osoba... to siostra mojej żony! (dyliżans rusza).
PAN II. O! za pozwoleniem... przecież i ja chcę siedzieć!
CHUDY. Ależ, panie... to jest moje miejsce!
PAN II. Nic o tem nie wiem... Jesteś pan literat, możesz więc napisać, jakie to teraz są omnibusy i karety, — ale ja nie ustąpię, bo mi nogi zdrętwiały!
CHUDY. Owszem... owszem!... Gotów jestem ustąpić, ale... odtąd... będę miał o panu inne wyobrażenie!
PAN II[1] Miejże pan sobie inne wyobrażenie, a ja będę miał miejsce!
CHUDY. Ha!... to okropność...
DAMA II. Panowie nie szanujecie kobiet... dość już tego!
CHÓR. Co pani mówisz?...
DAMA II. Już od pół godziny czuję, że mnie panowie szczypiecie!... To jest nikczemnie!
MĄŻ. Pewnie znowu ten młokos!
MŁOKOS. Dajże mi pan pokój!... Ja nic nie winien!...
PAN I. To pewno literaci!... Aż dwu jedzie... miejcie na nich oko!
CHUDY. Jak Boga kocham ja nie!
DRUGI LITERAT. I ja!... słowo honoru!
DAMA II. O nieba! coś mnie kąsa!... ratunku!...
CHÓR. Gdzie?!... co!... jak?... Stójcie! stójcie!
MĄŻ. Panowie... znalazłem pijawkę... pijawki są w karecie!...
CHÓR. Nie może być?...
GŁOS Z KĄTA. Aaa... do djabła!... Pewnie mi się rozwiązał butel z pijawkami.
PAN I. Kto tu pijawki wozi?
GŁOS Z KĄTA. To ja... chirurg!
- ↑ Błąd w druku; powinna być kropka.