HUMORYSTA. Och!... ludzie...
LUCYPER. Zaczekaj! jeszcze nie koniec, pokażę ci coś więcej!
HUMORYSTA. Głupi świat!... i ja na nim.
LUCYPER. Dlaczegóż ty?...
HUMORYSTA. Dlatego, że... rzucam groch na ścianę!...
LUCYPER. No! no! odłóż, przyjacielu, swoje lamentacje na później, a tymczasem staraj się poznać drugi sposób zapełniania szpalt w pismach perjodycznych.
HUMORYSTA. Na czemże on polega?
LUCYPER. Na tak zwanej polemice dziennikarskiej, która z początku jest walką na pióra, później zaś staje się walką na kamienie i kije.
HUMORYSTA. Cóż na to mówi publiczność?
LUCYPER. Ha, cóż?... zwyczajnie jak publiczność!... Z początku dziwiła się, później zabawiła. Dziś, ludzie rozsądni nie czytają polemik, ale zato czerń nie czyta dzienników, które nie polemizują ze sobą. Literaci przyzwyczaili motłoch do swoich kłótni, podobnie jak cezarowie przyzwyczaili go do walk cyrkowych, a inkwizycja do auto-da-fe.
HUMORYSTA. A pokażże mi prędzej to widowisko!
LUCYPER. Masz oto dwa dzienniki i czytaj!
HUMORYSTA (czyta).
„Dziennik rozpraw“ Nr. 15, rok 1973... Czuwając pilnie nad wszystkiem, co publiczne bezpieczeństwo obchodzi, nie możemy pominąć milczeniem faktu, dowodzącego, jak dalece jednostki zapominają o prawach innych ludzi i jakie opłakane wynikają z tego następstwa. Pan X., mieszkaniec ulicy Smoczej, na 5-tem piętrze swego domu hoduje gołębie, które bardzo często na gzemsach i rynnach tuż nad chodnikiem siadają. Otóż wczoraj redaktor niniej-