nie swego pana!... Był to więc niedobry służący, jak się z eksperymentów okazało, wygnał go też Franio w kilka dni po naszej rozmowie i przyjął innego.
Trudniejszą była sprawa z Dorotą, której Franio, zapewne przez szacunek dla płci białej, lękał się robić wyrzuty o złodziejstwo. Codzień radziłem mu, aby z nią skończył, Franuś codzień wahał się i odkładał do jutra. Wreszcie pewnego wieczora, gdy Dorota przyniosła kilka sztuk czystej bielizny, Franuś zdecydował się na stanowczą rozprawę. Nie lubię awantur w domu, wyniosłem się więc do miasta podczas tej uroczystej chwili.
Konferencja trwała blisko godzinę.
Kiedym wrócił, spotkałem Dorotę, wychodzącą z naszego mieszkania. Spojrzała na mnie płomiennem okiem, domyśliłem się więc, że już wie, kto jest przyczyną jej upadku. Franciszka także zastałem niesłychanie zirytowanym: jego wzrok rzucał błyskawice, ręce mu drżały z gniewu.
— Naco się zdadzą uniesienia — rzekłem — mogłeś jej przecież toż samo z zimną krwią powiedzieć. Cóż, jużeś się z nią obliczył?
— Tak... — odpowiedział nasz kuzyn. — Zirytowałem się trochę, mówiłem z nią dużo i bardzo energicznie, obiecałem, że na drugi raz wypędzę...
— Więc nie oddaliłeś jej?...
— No!... widzisz, biedna kobieta! Cóż będzie robić, jeżeli jej nagle wydrę ten oto lichy kawałek chleba?...
W milczeniu uścisnąłem rękę Franciszka. To, com słyszał, dowodziło niepraktyczności, dowodziło jednak i tego, że kuzyn nasz miał serce i umiał przebaczać wyrządzone sobie krzywdy.
— Piękne to jest, coś zrobił — rzekłem — albowiem powiedziano: „odpuść nam winy, jako i my naszym winowajcom odpuszczamy,“ nie zapominaj jednak, że gdy się ożenisz, nie będziesz mógł tak łagodnie postępować ze służbą.
Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.