Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Mimowoli porównywałem kolosalne buty słusznego jeźdźca z całą osobą naszego kuzyna i przeląkłem się straszliwych następstw tak energicznie zapowiedzianej utarczki. Szczęściem, Dorota szybko wybiegła z pokoju, a za nią, zrobiwszy w lewo pół obrotu według prawideł obowiązujących, wyszedł i dragon, zwyczajem całej kawalerji chwiejąc się na obie strony. Franuś dzikie za odchodzącymi rzucił spojrzenie i przez zaciśnięte zęby wycedził:
— Łotr!... komunista!...
Do dziś dnia pojąć nie mogę, jakim sposobem na tchnącem pogodą i regulaminem obliczu ładnie zbudowanego dragona dostrzegł nasz kuzyn niebezpieczne cechy komunizmu, tak niezgodnego z duchem wszystkich paragrafów, we wszystkich wojskowych kodeksach. A przytem skąd ta nagła niechęć do militaryzmu, obok tak silnie rozwiniętych instynktów wojskowych?... Doprawdy, głowę stracićby można, rozstrzygając podobne tajemnice natury ludzkiej!
W taki to niespodziewany, a tragiczny sposób zakończyła się służba Doroty u Franusia, któremu odtąd nic już nie przeszkadzało stoczyć się na dno matrymonjalnej przepaści, tyle co rok pochłaniającej ofiar! Nie będą ci opisywał, ani naszej pierwszej wizyty u panny Zofji i jej szanownego ojca, ani oględzin, dokonanych przez tego ostatniego w mieszkaniu Franusia, ani oświadczyn... Pominę również niepokój, jakiego kuzyn nasz doświadczał wyjeżdżając do ślubu, o tem bowiem z osobistego doświadczenia najlepiej się przekonasz; nie mogę jednak nie wspomnieć o zdarzeniu, które mi wyjaśniło poniekąd nagłe wypędzenie Doroty.
Po ślubie i krótkiej a rzewnej i do okoliczności zastosowanej mówce pewnego duchownego, wracając do domu na weselne gody, siedliśmy do powozu we czworo: panna Zofja, jej czcigodny ojciec, Franuś i ja. Franuś, jak przyzwoitość nakazywała, siadał ostatni, lecz zaledwie postawił nogę na