Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
SZKOLNI KOLEDZY.


PAN I. (zbliżając się szybko do pana II.). No!... czy poznajesz mnie?...
PAN II. (pilnie przypatrując się panu I). A a a!... (padają sobie w objęcia). Tarabanowicz!... w pieklebym cię poznał...
PAN I. Widzisz, żeś mnie nie poznał... ja mam lepszą pamięć! Wszakże jesteś Bębnowski?...
PAN II. (zdziwiony). Nieee!... to musi być jakaś omyłka...
PAN I. (zmieszany). A to zabawne qui pro quo!... (kłaniają się i rozchodzą).
PAN II. (wraca się bardzo ożywiony). Stój! stój!... Toś ty nie Tarabanowicz, ale Wypsztykiewicz!...
PAN I. (wraca się zachwycony). Bodajże cię!... Wiem, już wiem... Tyś nie Bębnowski, ale Psztykalski!... (padają sobie w objęcia).
PAN II. (rozpromieniony). Widzisz, mój drogi, co się to z nami porobiło?... No!... ale jakże tam w Hrubieszowie?...
PAN I. (zakłopotany). Kiedy... bo... ja nie znam zupełnie Hrubieszowa.
PAN II. (przerażony). Jakto nie?... przecież myśmy tam obaj chodzili do szkół?
PAN I. (zasmucony). Nie!... to nie ze mną!... widocznie pomyliliśmy się znowu... Najmocniej przepraszam... najmocniej!... (obaj panowie zabierają się do odwrotu).
PAN II. (wraca z pośpiechem). Ależ zmiłuj się!... Wypsztykiewicz z Pińczowa!... Przecież byliśmy razem, ja wprawdzie tylko pół roku... Zresztą pamiętam cię doskonale, choćby dlatego, żeś szkoły odpieczętował... za te tam głupie makagigi...