Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

rze pieniądze zgóry, a młodemu nie żal i darmo poprać. Upadam do nóg! (wychodzi).
JEGOMOŚĆ I. (wchodząc). Czy zastałem pana Pędziwiatrowskiego?
KANDYDAT. A co pan dobrodziej każe?
JEGOMOŚĆ I. Jestem Kleofas Odgrzywalski, właściciel restauracji. Pan Pędziwiatrowski winien mi kilkanaście rubli i obiecał oddać wczoraj. No, ale nie przyszedł, a że to zaczynają się wakacje, więc...
KANDYDAT. Hum! widzi pan... Pędziwiatrowski wyjechał wczoraj właśnie do swojej umierającej babki, pani jenerałowej Armatnickiej, więc...
JEGOMOŚĆ I. Pewnie mu się opłaci droga! O to to był tęgi pan. Jadł za trzech, ach! jak jadł... i przytem pił niezgorzej, szkoda tylko, że wszystko na kredyt!...
KANDYDAT. Nie lękaj się pan, zwróci on należność z procentem, ponieważ babka zostawi mu najmniej z półtora miljona.
JEGOMOŚĆ I. Chryste Panie!... Gdybym miał tyle pieniędzy, założyłbym w Warszawie z dziesięć restauracyj, miałbym własny browar, piekarnię i szlachtuz...
KANDYDAT. Pędziwiatrowski jest moim krewnym, gdy więc powróci, namówię go, aby z panem wszedł do współki. Bo i nacóż ma próżno wyrzucać pieniądze?
JEGOMOŚĆ I. (wzruszony). O panie!... A możeby pan dobrodziej raczył się u mnie stołować? Ja bardzo szanuję obu panów i chętnie im służyć będę kredytem, jeżeli...
KANDYDAT. Zobaczę!... A gdzie pan masz swój zakład?
JEGOMOŚĆ I. Na Nowym Świecie — panie! Polecam się łaskawej protekcji!... (wychodzi).
JEGOMOŚĆ II. (wchodząc). Niech będzie pochwalony! A jest pan?
KANDYDAT. Jaki tam znowu pan?