O Herbach.
Mówiliśmy wyżej, że tak władza naczelnika plemiennego, którą przedstawiał, jako też i imię jego, czyli też nazwa rodu, do którego należał, musiały być ujawnione zewnętrznie. Ujawnieniem tem był znak, wyrobiony z drzewa lub z gałęzi, przedstawiający pewną figurę, zatknięty na żerdzi. Znak ten widniał w osadzie naczelnika plemiennego, niesiony był przed nim, gdy szedł na wyprawę, trzymany naci nim na zebraniach, lub w czasie sprawiania sądów. Figura, którą przedstawiały musiała być bardzo prostą, aby przy ówczesnym braku odpowiednich narzędzi, można ją było łatwo z kawałków drzewa wyrobić. Strzały, krzyże, linie proste i łukowato wygięte, koła i półkola składać się na nią tylko mogły.
Ponieważ runy skandynawskie składały się również wyłącznie z różnych kombinacyi strzał, linii prostych i krzywych, któreby łatwo na kamieniu wykuć można, stąd musiało się wytworzyć pewne podobieństwo między tymi znakami a runami. To właśnie nasunęło prawdopodobnie myśl znakomitemu naszemu uczonemu dr. Fr. Piekosińskiemu, że owe znaki rodowe, które później herbami zostały, z run powstały.
Przedewszystkiem wyznaję, że w pierwotnym układzie run obu futorków, przedstawionych przez dra Piekosińskiego, nie mogę dopatrzyć się podobieństwa z herbami polskimi, tembardziej, że w runach nie spotykam linii łukowatych, których właśnie tak wiele w herbach polskich. Dopiero runy, wzięte prosto lub przewrócone, w których kreski znamienne proste, zamienimy na łukowato wygięte i takowe z sobą połączymy, przedstawiają pewne podobieństwo z herbami, ale i to jedynie takie, jakie figury powstałe z połączenia kresek prostych i wygiętych przedstawiać mogą. Sam dr. Piekosiński, zanim dochodzi od run do herbów polskich, musi przejść przez całą kombinacyę herbów znanych i nieznanych szlachciców litewskich i ruskich, aby się tego podobieństwa dopatrzyć. Wywodząc herby polskie od run skandynawskich, należało wprost jedne z drugimi porównywać; herby zaś litewskie i ruskie pozostawić na boku, gdyż tam inne pierwiastki złożyły się na wytworzenie szlachty i inne przyczyny istniały, które to podobieństwo wytworzyć mogły.
Przeglądając tablice dra Piekosińskiego, niepodobna nie zwrócić uwagi, że są runy, od których on sam nawet żadnego herbu polskiego nie wywodzi (Dynastya II). Są znów inne, jak np. runa R lub madr o łukowatych znamionach, od której odrzucić trzeba prostopadłą, a więc główną kreskę (Dynastya IX), aby otrzymać pół pierścienia i od niej wywodzić Jastrzębców, Leliwów, Szeligów i wszystkie inne herby, mające półksiężyce, lub podkowy na tarczy. Albo wziąć runę n jedynie w formie uświęconej (krzyż), a więc już nie przedstawiającej runy (Dynastya VII) i z niej wywodzić wszystkie herby, mające krzyże pojedyńcze, podwójne, lub potrójne. W ten sposób postępując, wszystkiego dowieść można.
Gniazdo rodowe uważało się za własność całego rodu nawet wówczas, gdy wskutek nadań książęcych i podziału wszystkich majątków mię-