Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/171

Ta strona została skorygowana.
165
KOSMOPOLIS.

chcesz się pan z nią ożenić?... Ach — zawołała nagle, zmieniając przedmiot rozmowy — ani chwili czasu nie będę dziś rano miała, a mam wizytę o godzinie jedenastej.
Spojrzała na zegar, stojący na stole, którego wskazówka była na wpół do jedenastej. Usłyszała otwierające się drzwi. Służący stał już przed nią i podawał jej na tacy kartę. Wzięła tę kartę, obejrzała, zmarszczyła swe śliczne jasne brwi, znów spojrzała na zegar, zawahała się, wreszcie rzekła:
— Poproś, by ten pan poczekał w małym salonie okrągłym i powiedz, że zaraz przychodzę.
Poczem zwracając się do Ardei, rzekła:
— Może pan myślisz, żeś się wywinął? Wcale nie. Zabraniam panu wychodzić ztąd, dopóki nie powrócę. Za kwadrans będę tu... Może pan chcesz dzienników? tu są... może książek, tytoniu? wszystko tu jest. Pudełko to pełne jest cygar... Za kwadrans wrócę i muszę mieć pańską odpowiedź. Rozumiesz pan, muszę ją mieć...
I na progu, z uśmiechem, używając wyrażenia w narzeczu Włoch północnych, rzekła:
Ciao, simpaticone...
Jest to zepsutem schiavo i znaczy „sługa“.
— Co za kobieta! — zawołał do siebie Peppino Ardea, gdy drzwi zamknęły się i znikła jasna suknia hrabiny — a! co za szkoda, że przed pięciu laty w Wenecyi, nie byłem wolny!... Kto wie? gdybym się był ośmielił wtedy, gdy mnie odpro-