Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/189

Ta strona została skorygowana.
183
KOSMOPOLIS.

czas, gdy hrabina opowiadała, śmiejąc się nieustannie, o braku stanowczości w Peppinie. Co ją mógł teraz obchodzić gniew Bolesława? Cóż on mógł jej zrobić? Tę obojętność zupełną na scenę, która się między niemi odbyła, Gorski doskonale widział w chwili, gdy wiktorya koło niego przeleciała. Stał długi czas nieruchomy na chodniku, ścigając wzrokiem duży kapelusz jasny, ginący w pyle ulicy dwudziestego września. Nagle przyszła mu myśl do głowy, że może pani Steno i jej córka jadą do pracowni malarza Maitlanda?...
Zaledwie powziął tę myśl, a już nie mógł przemódz na sobie, by się o jej prawdzie zaraz nie przekonać. Skoczył do przejeżdżającej dorożki właśnie w chwili, gdy Ardea, wyszedłszy po nim z pałacu Steno, zbliżył się do niego i pytał:
— Dokąd jedziesz? Nie mógłbyś mnie zabrać ze sobą, pogadalibyśmy...
— Niepodobna! — odrzekł — mam się z kimś widzieć bardzo pilno; ale może za godzinę będę cię prosił o pewną przysługę... Gdzie cię znajdę?
— Będę w domu — odparł Peppino — przyjdź, zjemy razem śniadanie.
— Dobrze — zawołał Gorski i powstając szepnął do ucha woźnicy tak cicho, że towarzysz jego nie mógł słyszeć — dziesięć franków dostaniesz na piwo, jeżeli mnie w ciągu pięciu minut zawieziesz na róg ulicy Napoleona III i placu Wiktora Emanuela...