Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
13
KOSMOPOLIS.

Wszak wszystko to byli francuzi? A może Oudinot nie byt francuzem, co? Poco on się mieszał do naszych spraw? Ho! ho! gdybyśmy obrachowali coście wy nam winni... Czyśmy nie dali wam Mazariniego, Masseny, Bonapartego i tylu innych, którzy zginęli wśród waszych wojsk w Rosyi, Hiszpanii i innych krajach! a w Dijon? A może Garibaldi nie poszedł bić się za was, jak głupiec jaki, choć byliście gotowi zagarnąć jego ojczyznę? Zapłaciliśmy wam za usługi, zapłaciliśmy dobrze... Ale zabierz pan sobie modlitewnik i do widzenia... Zapłacisz mi pan później...
I wypchnął literalnie margrabiego ze sklepu, giestykulując mocno i zrzucając książki na ziemię na wszystkie strony. Montfanon znalazł się na bruku ulicy Burgognona prędzej, nim mógł sięgnąć do kieszeni po pieniądze.
— Waryat! formalny waryat! — mówił do siebie, śmiejąc się. Oddalił się od sklepu krokiem lekkim i wesoło, z kosztowną książką pod pachą. Znając dobrze z doświadczenia te natury południowe, w których oszustwo i rycerstwo się stykają, nie szkodząc sobie wcale, tych Donkiszotów walczących z wiatrakami, rzekł do siebie:
— Ciekawy jestem, ile też zyskał, odegrawszy przedemną rolę gentelmena?
Nigdy się nie dowiedział o tem, ani o tem że Ribalta rzadką książkę kupił razem z mnóstwem papierów, rysunków i starych druków, ogółem za dwadzieścia pięć franków. Zresztą dwa