wielkie studyum, rozpoczęte w chwili, gdy przyjaciel jego odjeżdżał. Florentyn bowiem, dzięki przywiązaniu do tego brata, którego sobie sam stworzył, doszedł do tego, że pojmował sztukę malarską lepiej od samego malarza. Zdanie to tłomaczy wszystko dla tych, którzy uczęszczają do artystów i wiedzą, jaka przestrzeń oddziela ich od amatorów, choćby najwykształceńszych. Tylko artysta, który sam maluje, wie wobec obrazu, jak on jest zrobiony, jaki i dlaczego rzut pendzlem został dany, całe nakoniec przetworzenie materyi przez mistrza; i dlatego to wszelka, choćby najuczeńsza, opinia dyletancka, niema w jego oczach znaczenia. Florentyn tyle się napatrzył na to, jak Maitland pracował, oddawał mu tyle istotnych przysług w pracowni, że każde z płócien jego szwagra było dlań czemś żyjącem, nieomal w każdem, choćby najlżejszym zarysie. Gdy patrzał na nie na ścianie galeryi jakiej, to czytał w nich wspomnienie przyjaźni, będącej dla niego jedyną radością i jedyną dumą. Indywidualność jego nakoniec tak była pochłonięta przez dawnego kolegę, że doprowadziła Florentyna do tej anomalii, którą sam Dorsenne, pomimo pobłażliwości dla pewnych dziwactw psychologicznych, uważał za potworną. Florentyn był szwagrem Lincolna i uważał to za rzecz zupełnie naturalną, że ten ostatni oddawał się po za domem miłostkom, gdyż tego rodzaju wrażenia sądził, że są pożyteczne dla jego talentu!
Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/214
Ta strona została skorygowana.
208
KOSMOPOLIS.