— A więc, margrabio — zawołał Julian głosem drżącym z niepokoju — jest jedna tylko osoba w Rzymie, szanowana i czczona przez wszystkich, nawet przez Gorskiego, której interwencya w tej delikatnej i niebezpiecznej sprawie może mieć znaczenie, jedyna osoba, która może podyktować Chapronowi warunki, wyjaśnić wszystko... Jedyna osoba, mająca powagę bohatera, przed którą wszyscy umilkną, gdy będzie mówiła o honorze, a tą osobą, to pan...
— Ja! — zawołał — ja! może chcesz, żebym ja był...
— Jednym z sekundantów Chaprona — dokończył Dorsenne. — Tak, przyznaję się, przychodzę tu od niego i w tym celu. Nie mów mi pan tego, o czem wiem, że z pańskiem położeniem tego rodzaju sprawy nie kwadrują. Ale ponieważ ta sprawa jest taką, więc przyszła mi myśl uciec się do pana. Nie mów mi pan także, że twoje zasady religijne są przeciwne pojedynkom. Właśnie dla tego, żeby pojedynek się nie odbył, chcę pana prosić, byś wziął w tem udział... Nie można pozwolić, by to spotkanie przyszło do skutku. Przysięgam panu, że tu idzie o spokój wielu osób niewinnych...
I mówił w ten sposób dalej, rozwijając całą subtelność swej inteligencyi i całą zdolność słowa, jaką posiadał. Widział na twarzy starego rębacza, który się zmienił w fanatycznego katolika i maniaka, różne wrażenia sprzeczne ze sobą.
Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/241
Ta strona została skorygowana.
235
KOSMOPOLIS.