Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/322

Ta strona została skorygowana.
316
KOSMOPOLIS.

odcień, ale bardzo drobny! A jednakże przekonany był, że nie kłamie, nie kłamał wcale, gdy nakoniec przerwał milczenie i rzekł do tej, którą tak długo oszukiwał:
— Zemściłaś się okrutnie, Maud, ale miałaś do tego prawo... Niewiem kto ci doniósł o błędzie bardzo brzydkim, bardzo niegodziwym, ale też i nieszczęśliwym... Wiem, że tu w Rzymie mam zawziętych wrogów i pewny jestem, że nie zostawili mi żadnego sposobu do obrony, a jeżeli mi go zostawili, to taki, którego użyć nie mogę... Oszukiwałem cię i cierpię nad tem...
Zatrzymał się, wyrzekłszy te słowa, z niekłamanym dreszczem przekonania. Zapomniał, że przed chwilą wszedł do tego pokoju ze stałą wolą ukrycia swego pojedynku i powodów jego przed kobietą, dla przebłagania której gotów był w tej chwili bez wahania oddać swe życie. Mówił więc dalej głosem pełnym uczucia:
— Cokolwiek ci powiedziano i cokolwiek wiedziałaś, przysięgam ci, że nie wiesz wszystkiego!...
— Wiem dosyć — przerwała Maud — wiem, że byłeś kochankiem tej kobiety, matki mej najlepszej przyjaciółki, obok mnie, pod mojemi oczami... Jeżeliś cierpiał nad tem kłamstwem, jak mówisz, to nie czekałbyś z wyznaniem mi wszystkiego aż do chwili, gdy wpadły mi w ręce niezaprzeczone dowody twej niegodziwości... Zrzuciłeś maskę, a raczej ja ci ją zerwałam. To mi wystarcza... Co do szczegółów tej ohydnej historyi, racz mi