Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/323

Ta strona została skorygowana.
317
KOSMOPOLIS.

ich oszczędzić. Nie dla ich słuchania powróciłam do domu, w którym wszystkie kąty przypominają mi, że wierzyłam ci naiwnie, głęboko, ślepo, żeś mnie zdradzał, nie przez jeden dzień, ale ciągle, żeś mnie zdradził jeszcze przedwczoraj, wczoraj, dziś rano, przed godziną... Powtarzam ci, to mi wystarcza...
— Ale mnie to nie wystarcza! — zawołał Bolesław. — Tak! wszystko, co mówisz, jest prawdą i zasługuję na to, co mi mówisz. Ale tego nie mogłaś czytać w tych listach, jakie ci oddano, że od dwóch lat zachowuję w głębi mego serca uczucie dla ciebie, że pomimo tego fatalnego związku, nie przestałem cię kochać... Ach, nie odwracaj się odemnie, nie patrz tak na mnie... Czuję w bólu, jakiego doznaję, gdy do mnie mówisz, że mam coś w sobie, coś, co do ciebie wyłącznie należy. Ta kobieta mogła mi głowę zawrócić, mogła mnie do szaleństwa doprowadzić, mogła posiąść moje zmysły, namiętności moje wszystkie złe instynkta mojej istności... Ty jednak pozostałaś mojem bóstwem, mojem sercem, moją religią... Jeżelim kłamał przed tobą, to dlatego, że doskonale rozumiałem, iż w dniu, w którym dowiesz się o moim błędzie, zobaczę cię przed sobą zrozpaczoną i nieprzebłaganą, jak obecnie nią jesteś, a czego znieść nie mogę... O! sądź mnie, karz, przeklinaj, ale wiedz, że pomimo wszystkiego kochałem cię i kocham...