— Z nikim. Była sama — odrzekł tym razem Cibo z pośpiechem, w którym Bolesław widział wyraźne kłamstwo.
— A pani Maitland była?
— Była z mężem — rzekł Pietrapertosa, nie rozumiejąc mrugań oczami Ciby — cały Rzym zresztą był.
Potem, zajęty jedynie wielką nowiną, zawołał:
— Wiesz o małżeństwie Ardei z małą Hafnerką? Wszyscy troje byli dziś na wyścigach, narzeczeni i ojciec. A jakie mieli miny uszczęśliwione! Wygląda to dość zabawnie. Kardynał Guérillot ma ochrzcić piękną Fanny...
— A Dorsenne był? — zapytał znowu chory.
— Przechadzał się z miną nadętą — mówił Cibo. — Ubawisz się, gdy ci opowiem dziwną jego odpowiedź, jaką ośmielił się nam dać. Zapytaliśmy go, jakim sposobem on, taki nerwowy, widziałeś go przecie przy grze, mógł do ciebie mierzyć bez najmniejszego drżenia. Bo nie można powiedzieć, żeby drżał... Zgadnij, co odpowiedział?... Że przypomniał sobie radę swego mistrza Stendhala, ażeby powtórzyć cztery wiersze łacińskie przed daniem ognia. A nie możnaby się dowiedzieć, co to za wiersze? — zapytałem. Owszem — odrzekł i począł deklamować: Tityre, tu patulae recubans...
— Jeżeli ten młody człowiek nie zadrwił sobie z nas, to żałuję go mocno... — zauważył Pietrapertosa.
Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/348
Ta strona została skorygowana.
342
KOSMOPOLIS.