Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/465

Ta strona została skorygowana.



XII.
Zakończenie.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Więc to zaraz po tej rozmowie biedne dziecko wyjechało na ten spacer do Porto, gdzie zaraziła się gorączką?... — spytał Montfanon.
— Zaraz — odrzekł Dorsenne — i co jest dla mnie okropnem, to, że nie wątpię, iż pojechała tam naumyślnie... Byłem tak wzburzony tą rozmową, że nie mogłem się zdobyć na wyjazd z Rzymu tego wieczoru, jakem to jej powiedział... Po długiem wahaniu — zrozumiałem dla pana teraz, gdym ci już wszystko opowiedział — powróciłem do willi Steno około godziny szóstej. Chciałem z nią jeszcze raz pomówić, ale o czem? Sam nie wiedziałem... Było to dość głupio. Jej wyznanie niewinne wymagało tylko dwóch odpowiedzi, albo takiej, jaką jej dałem, albo też zażądania jej ręki... Jednakże nie rozumowałem w ten sposób. Bałem się... Sam nie wiedziałem czego chcę... Przybywam więc do pałacu i zastaję hrabinę wesołą i uradowaną jak zwykle, w towarzystwie amerykanina. „Widzisz pan, jaką ja mam cór-