Prując głębokie fale, statek unosił Izoldę. Ale, im bardziej oddalała się od ziemi irlandzkiej, tem bardziej młoda dziewczyna czuła w sercu żałość. Siedząc w namiocie, w którym zamknęła się z Brangien, służebnicą wierną, płakała, wspominając swój kraj. Dokąd ją wiodą ci cudzoziemcy? Do kogo? Na jaki los? Kiedy Tristan zbliżał się do niej i chciał uspokajać łagodnemi słowy, gniewała się, odtrącała go i nienawiść wzdymała jej serce. Przybył, on, rabuśnik, on, morderz Morhołtowy, wydarł ją podstępem matce i ziemi rodzinnej; nie raczył zachować jej dla samego siebie, i oto uwoził, jako łup, ku nieprzyjacielskiej ziemi! „Nieszczęsna! myślała, przeklęte niech będzie morze, które mnie unosi! Raczej wolałabym umrzeć w ziemi gdzie się zrodziłam, niż żyć tam!...“
Jednego dnia, wiatry uciszyły się i żagle opadły, zwisłe wzdłuż masztu. Tristan kazał przybić do wyspy i, znużeni morzem, rycerze kornwalijscy oraz majtkowie wysiedli na ląd. Jedna Izolda została na statku wraz z młodą służebniczką. Tristan zbliżył się do królowej i starał się ukoić jej serce. Ponieważ słońce piekło i czuli pragnienie, zażądali pić. Dziewczyna poszła szukać jakiegoś napoju, aż znalazła bukłaczek, oddany w ręce Brangien przez matkę Izoldy. „Znalazłam wino!“ zawołała. Nie, nie, to nie było wino: to była chuć, to była rozkosz straszliwa, i męka bez końca, i śmierć. Dziecię napełniło puhar i podało pani. Napiła się dużym haustem, poczem podała Tristanowi, który wypił do dna.
W tej chwili weszła Brangien, i ujrzała ich, jak poglądali na się w milczeniu, jakby obłądzeni i zachwyceni razem. Ujrzała przed nimi naczynie prawie puste i puhar. Wzięła naczynie, podbiegła na zad okrętu, rzuciła je w fale i jękła:
— Nieszczęśliwa! Przeklęty niech będzie dzień, w którym się zrodziłam, i przeklęty dzień, w którym wstąpiłam na ten statek! Izoldo, przyjaciółko moja, i ty, Tristanie, otoście wypili śmierć własną!
Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.