Kiedy to piszę dziś, na poły
Omal że serca wnet nie skrwawię...
...Gdzież są kompany owe grzeczne,
Których chadzałem niegdy śladem;
Tak mowne, śpiewne, tak dorzeczne
W trefnym figielku, w słowie radem?
Iedni pomarli, leżą w grobie;
Nic tu iuż po nich nie ostało;
Dusze niech Bóg przygarnie sobie,
Ziemia niech strawi grzészne ciało!
Z żywych dziś iedni, Bogu chwała,
Możni panowie, z biédy szydzą!
Drugim — po prośbie iść bez mała,
Y chleb za szybką ieno widzą;
Z inszych znów zakonniki godne,
Ba, ba! Kartuzy, Celestyny,
Trepki obuli se wygodne...
Różnie los sadza ludzkie syny.
Możnym Bóg zsyła moc dobrego,
Żyią w spokoiu y swobodzie;
W nich niéma przeinaczać czego,
Ani co rzec o tym narodzie;
Lecz biédakowi, co, wpół żywy,
Iak ia, do gęby czego włożyć
Nie ma, Bóg winien bydź cierpliwy:
Nad takim iakże mu się srożyć?
Ci maią winka i pieczyste,
Ptaszęta, rybki, leśne zwiérzę;
Sosy y smaki zawiesiste,
Iayca, kładzione, z octem, świéże;
Nie są podobni do murarzy,
Którym trza służyć w wielkim trudzie:
Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.