Ieśli nie Kasia czarnooka?
Wzięły po grzbiecie y kompany:
Ciurkiem płynęła tam posoka...
Szczęśliw, kto nie zna co te rany!
Lecz, iżby przez to żaczek młody
Dzierlatki młode miał ostawić,
Nie! Chociaby go, łbem do wody,
Iak czarownika miano spławić,
Słodsze mu niż zbawienie własne!
Ba, wierzy im li obłąkany:
Czarne brwi maią, czy też iasne...
Szczęśliw, kto nie zna co te rany!
Gdyby ta, ktorey’m niegdy służył,
Z wiernego serca, szczerey woley,
Przez którą’m tyle męki użył,
Y wycierpiałem moc złey doley,[1]
Gdyby mi zrazu rzekła szczerze,
Co mniéma (ani słychu o tem!)
Ha! byłbych może te więcierze
Przedarł, y nie lazł iuż z powrotem.
Cobądź iey ieno kładłem w uszy,
Zawżdy powolnie mnie słuchała
— Zgodę czy pośmiech maiąc w duszy —
Co więcey, nieraz mnie cirpiała,
Iżbych się przywarł do niey ciasno,
Y w ślepka patrzał promieniste,
Y prawił swoie... Wiem dziś iasno,
Że to szalbierstwo było czyste.
- ↑ W. 16. Miłość dla owej „Kasi Czarnookiej“ (Katarzyny de Vausselles) popchnęła — zdaje się — Villona na drogę występku: nie mogąc nadążyć szumnemu życiu kompanów, ubogi szkolarz puścił się na kradzież.