PAN DE POURCEAUGNAC: Owszem; jeżeli wieczór podjem, jak należy.
PIERWSZY LEKARZ: Miewa pan sny?
PAN DE POURCEAUGNAC: Czasami.
PIERWSZY LEKARZ: Jakiej przyrody?
PAN DE POURCEAUGNAC: No, jak sny. Cóż to, u licha, za sposób rozmowy?
PIERWSZY LEKARZ: A wypróżnienia jakie?
PAN DE POURCEAUGNAC: Daję słowo, nie rozumiem tych pytań. Ot, zamiast tych gadań, wolałbym się napić jaką lampkę.
PIERWSZY LEKARZ: Chwilę cierpliwości. Omówimy przypadek przy panu; aby zaś ułatwić panu zrozumienie, będziemy mówili narzeczem ojczystem.
PAN DE POURCEAUGNAC: Aż tyle omawiania, żeby coś potrącić?
PIERWSZY LEKARZ: Jako iż niepodobieństwem jest uleczenie choroby, póki ta nie jest dokładnie poznaną, i jako iż nie można jej poznać dokładnie bez uprzedniego niewzruszonego ustalenia jej szczególnych właściwości i istoty jej gatunku za pośrednictwem oznak diagnostycznych i prognostycznych, pozwolisz, czcigodny kolego i mistrzu, abym przystąpił do roztrząśnięcia choroby, którą mamy przed sobą, nim przejdziemy do terapeutyki i do środków leczniczych, które nam zastosować wypadnie dla gruntownego uleczenia tejże. Twierdzę przeto, szanowny kolego, za twem łaskawem zezwoleniem, że nasz tu obecny chory jest nieszczęśliwie napastowany, dotknięty, nawiedzony i nękany rodzajem szaleństwa, który nazywamy z wielką słusznością melankolją hypokondrjaczną: rodzaj szaleństwa bardzo groźny,