I zaślepiony twoją obłudną słodyczą,
Za głos twych uczuć wziąłem chimerę zwodniczą.
CELIMENA:
Lecz jakaż cię z mej strony dziś spotyka zdrada?
ALCEST:
Wiem, że obłudy sztuką nieźle pani włada!
Lecz próżno niech nie sili się twoja wymowa:
Rzuć okiem na to pismo: kto kreślił te słowa?
Ten bilet dziś przejęty sądzę że wystarczy;
Przeciw tej broni chyba nie znajdziesz już tarczy.
CELIMENA:
To jest zatem pobudka twej całej udręki?
ALCEST:
Nie rumienisz się, widząc pismo własnej ręki?
CELIMENA:
Czemużbym się rumienić miała z tej przyczyny?
ALCEST:
Jakto? więc jeszcze może nie uznasz swej winy!
Własnego swego listu zaprzesz się, zuchwała?
CELIMENA:
Czemuż mam się zapierać, gdym ja go pisała?
ALCEST:
Zatem przyznajesz pani, i z całym spokojem,
Tę zbrodnię popełnioną dziś na sercu mojem?
CELIMENA:
Przyznaję, że w dziwactwach dochodzisz już granic!
ALCEST:
Więc to jawne świadectwo chcesz jeszcze mieć za nic!
Więc to, co dla Oronta w tych słowach się mieści,
Nie jest zniewagą dla mnie, a hańbą twej cześci?
CELIMENA:
Dla Oronta? i czyjaż to znowu opowieść?