Hodowałam owoce przeklętego związku.
Nieszczęsne przeznaczenie! Daremna obrona!
Do Trezeny przez męża oto przywiedziona,
Wroga spokoju mego musiałam tam zoczyć,
I rana, nazbyt świeża, znów poczęła broczyć.
To już nie krwi krążącej w mych żyłach pożary,
To Wenus sama wpiła się w gardziel ofiary!
Dla mej zbrodni odrazą bez granic przejęta,
Wraz z nią, znienawidziłam życia mego pęta!
Pragnęłam umrzeć, w śmierci szukając sposobą,
By hańbę moją złożyć ze mną wraz do grobu;
Zwyciężyły mnie wreszcie łzy i prośby twoje:
Wyznałam tobie wszystko; o nic już nie stoję;
Bylebyś, śmierci bliską szanując godzinę,
Oszczędziła wyrzutów próżnych za mą winę,
I byle twe starania nie budziły we mnie
Życia, które podtrzymać silisz się daremnie...
FEDRA:
Mówią, że nas opuszczasz w najbliższej godzinie,
Książę; przybywam tedy, w tej smutnej potrzebie,
Za mym nieszczęsnym synem przemówić do ciebie.
Stracił ojca, a dzień już niezbyt jest daleki,
W której i moje zamknie stygnące powieki.
Tysiąc wrogów ku niemu zawiścią dziś płonie:
Ty jeden możesz stanąć w dziecięcia obronie.
Lecz tajemna zgryzota mieszka w mojej duszy;
Iż może na płacz syna zamknęłam twe uszy;
Drżę, aby żal twój słuszny, na jego osobie
Za matkę nienawistną pomsty nie wziął sobie.
HIPOLIT:
Zbyt nisko o mych czuciach ten niepokój mniema.