Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

Próżno czekać, by wrócił go nam Bóg życzliwy:
Nie popuści ofiary swej Acheron chciwy.
Co mówię? on nie umarł, skoro żyw jest w tobie;
Widzę go, mówię... serce... co się ze mną dzieje...
Żar, który w mojem łonie... panie... ja szaleję!

HIPOLIT:
Oto przykład miłości twej, pani, niezłomnej:
Chociaż zmarły, Tezeusz twym oczom przytomny;
Samo wspomnienie jego twe serce porusza.

FEDRA:
Tak, książę; wzdycham, płonę wciąż dla Tezeusza:
Kocham go! nie tym, jakim piekła go widziały,
Zmiennym, w tysiącu przygód szukającym chwały,
Boga umarłych łoże pokalać gotowym;
Ale wiernym, i dumnym, i nieco surowym,
Uroczym, młodym, serca ciągnącym ku sobie,
Bogów podstawie świetnej podobnym, lub — tobie!
Twoją miał postać, głos twój, i twoje miał oczy,
Ten sam na twarzy wyraz zadumy uroczej,
Gdy się do naszej Krety w morską puścił drogę,
Godzien wśród cór Minosa niecić serc pożogę.
Co z tobą wówczas, panie? Czemuż cię nie było,
Gdy z bohaterów Grecji zbiegło się co żyło?
Czemuż, zbyt młody jeszcze, nie mogłeś w szeregi
Wstąpić książąt, co w nasze pomykali brzegi?
Z twoich rąk śmierć-by znalazł ów potwór przeklęty,
Mimo jaskini swojej zdradliwe zakręty:
Chroniąc cię od zbłąkania, siostra moja miła
Twojąby dłoń w nieszczęsną nitkę uzbroiła...
Lecz nie: tego sposobu pierwsza-bym się jęła;
Wpierw jeszcze-by tą myślą miłość mnie natchnęła;
Moja-to dłoń pomocna, książę, twoje kroki
Przez labiryntu zdradne powiodłaby mroki.
Do czegóż nie popchnęły-by mnie te powaby!
Nie dość-by twej kochance było nici słabej;
Jak wierna towarzyszka, w niebezpieczeństw dobie,